Ponińska Aniela z domu Komierowska


         

PONIŃSKA Aniela z domu Komierowska

   Urodziła się dnia 3 maja 1898 roku w Sobolowie (powiat bocheński) jako druga córka z pięciorga dzieci Konstantego Komierowskiego - herbu Żubrza Głowa - i Heleny Gniewosz herbu Rawicz. Wczesne dzieciństwo do 7 roku życia spędziła w Sobolowie, a następne 9 lat, aż do I Wojny Światowej mieszkała w Rząsce (oddalonej o 7 km od Krakowa), kupionej przez ojca w 1905 r., po sprzedaży Sobolowa. Naukę początkową, oraz gimnazjalną Aniela odbywała w domu, zaś egzaminy zdawała w liceum w Krakowie. Była zdolna i sumienna, to też chwalebnie - tuż przed I wojną światową - zdała maturę.

  

 Z pasją czytane książki, również w obcych językach, których bardzo wcześnie uczono dzieci, poszerzały jej horyzonty. Wychowanie było religijne, bez egzaltacji, ale i nie szablonowe. Aniela była wszechstronna: uczyła się też muzyki, śpiewała. Organizowała przedstawienia amatorskie, brała lekcje tańca. Szyła i haftowała.  Świetnie grała w tenisa. Zarabiała wraz z rodzeństwem, zbierając w ogrodzie kasztany i sprzedając je na krochmal. Dwa lata przed I Wojną Światową wstąpiła jako aspirantka do Sodalicji Pań Wiejskich i zaczęła z ożywieniem prowadzić pracę społeczną wśród dziewcząt w Rząsce. W okresie ogólnych przemian ekonomicznych rodzina Komierowskich miała duże trudności finansowe, które wywarły wielki wpływ na rozwój dzieci: uczyły się one oszczędności, solidarnie przejmowały się troskami i kłopotami rodziców, szanowały ich pieniądze. 1 sierpnia 1914 roku rozpoczęła się I Wojna Światowa. Bliskość rosyjskiej granicy i fortów krakowskich zmusiła Komierowskich do przeprowadzenia się z Rząski do Krakowa, gdzie pozostali do końca wojny - choć inni uciekali na zachód. (Próba zdobycia Krakowa przez Rosjan 8 grudnia 1915 nie powiodła się). W tym czasie Aniela uczęszczała na wykłady z ogrodownictwa na Studium Rolniczym UJ i odbywała praktykę w Glince pod Krakowem. Po ukończeniu Studium, przeszło rok pracowała bezinteresownie w biurze Czerwonego Krzyża. W latach 1916-1917 Anielę nadal pochłaniała praca społeczna. W 1918 r., po zakończeniu I Wojny Światowej, wyjechała na roczną praktykę ogrodniczą w poznańskie do Antonina, majątku Stablewskich. Tam poznała Edwarda Ponińskiego i zakochała się w nim ze wzajemnością. Służył on wówczas w wojsku polskim jako ochotnik. 21 października 1919 roku młodzi zawarli związek małżeński w kościele Karmelitów w Krakowie i po ślubie zamieszkali w Piotrkowicach, majątku Edwarda. W 1920 r. zbliżała się do Warszawy nawała bolszewicka. Edward pozostawał w wojsku, a Aniela oczekiwała pierwszego dziecka, które urodziło się 29.08.1920 w Piotrkowicach. Była to córka Weronika. W bitwie pod Warszawą, zwaną „cudem nad Wisłą" bolszewików odparto. W tym czasie, w Krakowie, matka Anieli sprzedała kamienicę, aby utrzymać troje najmłodszych z rodzeństwa. Chcąc bowiem zabezpieczyć rodzinę, ciężko chory na serce ojciec Anieli sprzedał w 1915 r. Rząskę i kupił w to miejsce 2 kamienice w centrum Krakowa. Konstanty umarł 1 maja 1916 r. Nagła dewaluacja pozbawiła wartości pozyskane za kamienicę pieniądze, to też Edwardowie zaczęli pomagać rodzinie Anieli. Tymczasem z każdym rokiem, przybywało im dzieci: w Piotrkowicach w 1921 roku przyszła na świat - Anna, w 1923 roku urodziła się - Zofia , w 1924 roku - Irena, w 1926 roku piąta córka - Maria. W 1927, jako 6-te dziecko, urodził się syn. Antoni, w Poznaniu, gdzie również w 1934 roku przyszła na świat szósta córka - Helena. Następnie było dwóch synów: Stanisław, który urodził się w 1937 r. w Kościelcu i żył niecałe dwa lata oraz Edward, pogrobowiec, 9-te dziecko, urodzony w Tarnobrzegu w 1940 r. W 1929 r. po śmierci matki Edwarda młode małżeństwo przeniosło się do Kościelca, gdzie w 1932 roku umarł ojciec Edwarda. Odziedziczony przez syna majątek był mocno zadłużony, ale przez testament Rozalii Ponińskiej, 2/v Łączyńskiej obwarowany był zakazem sprzedawania ziemi i kosztowności (fideikomis). Aniela pragnęła, aby w trudnych chwilach jakie nastały dla Edwarda po śmierci ojca i objęciu jego majątku, spieniężyć coś ze skarbów fideikomisu, by mu oszczędzić szeregu lat ciężkich zmagań z zaległymi zobowiązaniami, oraz zdobyć dla dzieci dobre wykształcenie i nauczycielki, które uczyłyby je obcych języków. Twierdziła, że wszystkie martwe przedmioty mogą jednego dnia przepaść w zawierusze, tak jak to było na kresach w czasie rewolucji, a to co się włoży w wychowanie żywego człowieka jest najcenniejsze, bo pozostaje. Później widząc, że zanosi się na wojnę radziła mężowi, by sprzedał kawałek ziemi i kupił niewielki domek gdzieś w górach, ale Edward uważał, że nie może tego zrobić, ale i nie chciał, bo ziemia przekazywana z pokolenia na pokolenia była rzeczą świętą. Na terenie Kościelca Aniela zaczęła znowu pracować społecznie: 15 czerwca 1930 r. założyła Kółko Włościanek, którego została prezeską. Pozostała nią aż do wojny w 1939 r. Już w pierwszym roku działalności Kółka liczącego około 40 włościanek wygłoszono 25 referatów o treści gospodarczej, historycznej i religijnej. Przeprowadzono kursy robienia przetworów owocowych i gotowania, pokazy prania maszynowego, wywabiania plam oraz szycia. Urządzano przedstawienia amatorskie (jak np. w 1935 roku: Bolszewik w spódnicy w reżyserii Anieli Ponińskiej) oraz letnie i zimowe zabawy między innymi celem zdobycia środków finansowych na działalność oświatową i kulturalną - jak np. zakup biblioteki. Dzięki staraniom o subwencje, które przydzielił Wydział Powiatowy dwie członkinie otrzymały stypendia naukowe w Szkole Gospodarczej w Witkowie. Kółko propagowało hodowlę rasowych kur i kaczek, przeprowadziło premiowanie kurników i ogródków. W dalszych latach nauczano racjonalnego tuczu świń i hodowli drobiu oraz produkcji mleka. We wrześniu i październiku 1933 r. zorganizowano dla dziewcząt 2 tygodniowy kurs przetwórstwa warzyw i wypieku ciast zakończony wystawą i egzaminem premiowanym nagrodami. W 1934 r. odbył się analogiczny kurs szycia i kroju, zakończony wystawą prac. Rok później miał miejsce kurs dotyczący wyrobów mięsnych. W prasie kujawskiej składano często podziękowania prezesce Anieli Ponińskiej, która nie szczędziła sił, czasu, oraz ponosiła znaczne ofiary materialne dla podniesienia oświaty wśród członkiń i swoich pracownic. Tuż przed wojną 1939 r., na początku maja, zorganizowano kurs przeciwgazowy oraz wykłady dotyczące przygotowania gospodarstw na wypadek wojny. Wysyłano pieniądze (jedna rata: 50 zł) na Fundusz Obrony Narodowej. Aniela należała również do Koła Ziemianek, gdzie w 1936 roku weszła w skład zarządu. Poza tym brała udział w parafialnej Akcji Katolickiej. Organizowała rekolekcje dla ziemian. Niosła skuteczną pomoc pielęgniarską i lekarską mieszkańcom Kościelca i okolic. Organizowała w Ochronce kościeleckiej „choinki", w ramach których dzieci dostawały zimowe ubrania, prezenty, słodycze, wypieki i zabawki. 1 września 1939 r. wybuchła II Wojna Światowa. Edward wysłał rodzinę do krewnych, do Kazimierzy Wielkiej, a sam został w Kościelcu. Wojsko Polskie kazało Anieli natychmiast opuścić Kazimierze i uciekać na wschód do Warszawy. Zaczęła się ciężka wędrówka szosami wypełnionymi uciekinierami. Rodzina zatrzymała się w Mocarzewie pod Kutnem, nie wiedząc, że dostanie się w sam środek walk wojsk polskich i niemieckich. Ostatecznie cudem przeżyła niezliczone naloty, oblężenie, klęskę Polaków i wkroczenie Niemców, by w pierwszych dniach października powrócić do Kościelca. 12 października, w kilkanaście dni po powrocie rodziny do domu, Edward został zaaresztowany i jako zakładnik osadzony w więzieniu w Inowrocławiu, a majątek kościelecki przeszedł pod zarząd treuhander'a, nazwiskiem Ludwig. Wynosił on z domu, co tylko się dało. Ludziom kazał pracować w niedzielę, burzył przydrożne figury świętych. Dzięki interwencji Anieli Ludwig odwołał swe rozporządzenia. W nocy z 22/23 października 1939 r. pijany starosta niemiecki Hirschfeid w okrutny sposób wymordował ok. 70 zakładników w więzieniu inowrocławskim, których skrycie zakopano w rowie przeciwlotniczym, tuż obok więzienia. Aniela dokonywała cudów odwagi, by dowiedzieć się o los męża, w końcu upewniła się, że Edward nie żyje. Wtedy wraz z dziećmi zaczęła ratować własne mienie. Zanim Gestapo objęło władzę w Inowrocławiu Ludwig ostrzegł ją, że grozi jej oraz małoletnim dzieciom obóz, a starszym wywiezienie na roboty do Niemiec i dał jej na ucieczkę 100 zł (!), pozwalając zabrać mały ręczny bagaż na osobę. W pośpiechu, nocą wyjechano z majątku. Po ciężkich przeżyciach podróży, z licznymi przesiadkami, rodzina Ponińskich dotarła do Grębowa (pow. Tarnobrzeg), majątku Teresy (siostry Edwarda) i Seweryna Dolańskich, którzy przygarnęli ją na całe 6 lat niemieckiej okupacji, wraz z innymi członkami licznej wysiedlonej też rodziny. W 1945 roku, zaraz po zakończeniu wojny, władze PRL nakazały właścicielom - Dolańskim oraz osobom wysiedlonym mieszkającym u nich - opuścić majątek. Aniela tułała się wraz z dziećmi, mieszkając kolejno w Tarnobrzegu, Krakowie i Inowrocławiu. Tam w październiku 1945 r., w czasie ekshumacji ciał pomordowanych w więzieniu zakładników, rozpoznaje szczątki zwłok swego męża, które po pogrzebie przewozi do krypty kościeleckiego kościoła*. Aniela zamieszkała w Inowrocławiu licząc na znalezienie jakiegoś modus vivendi, na znanym jej terenie. Niestety zakończyło się to aresztowaniem córek: Ireny i Weroniki oraz jej samej. Po wyjściu z więzienia w kwietniu 1947 r. Aniela wróciła do Krakowa, by zająć się najmłodszym synem, Edziem. Odtąd stale walczyła z biedą, a na skutek rozwoju nieuleczalnej choroby - gośćca, coraz bardziej cierpiała. Opiekowała się nią jej córka Irena. W 1962 roku przeniosła się do Warszawy do córki Anny, która z kolei wraz ze swą siostrą Weroniką służyła jej pomocą. Teraz w Warszawie, wokół Anieli skupiło, się życie rodziny. Przez następnych ok. 40 lat życia zmagała się z postępującym unieruchomieniem i bólami. Ostatnie 25 lat życia spędziła na wózku inwalidzkim. Pozostała jednak zawsze czynna: pomagała ile mogła w kuchni, szyła, cerowała, uczyła języków, tłumaczyła książki, pisała ludziom listy. Wiele czytała. Chcąc ulżyć tym, którzy ją obsługiwali, pomimo bólów co dzień do końca życia robiła gimnastykę. Była nadal moralnym oparciem dla rodziny oraz dla każdego potrzebującego. Troszczyła się o potrzeby dzieci i wnuków, krewnych i znajomych, służyła radą licznym odwiedzającym. Choć bóle stawów się nasilały, nie traciła nigdy pogody ducha, ani wiary w sens cierpienia, które było dla niej darem od kochającego Boga. Aniela swe bardzo ciężkie przejścia w życiu tak kiedyś podsumowała: „Gdy patrzę wstecz na me życie, to najwięcej cenie i uważam za najbardziej wartościowe te okresy, kiedy bardzo cierpiałam."
   Umarła na serce dnia 23 maja 1985 w wieku 87 lat. Za pozwoleniem ks. prymasa kardynała Józefa Glempa, została pochowana w wolnej niszy w grobowcu rodzinnym w podziemiach kościoła kościeleckiego, obok swojego męża.

 

kliknij na zdjęcie aby powiększyć

Aniela i Edward Ponińscy - 1919r. Aniela i Edward Ponińscy - Inowrocław, ul. Królowej Jadwigi - 1933r. Dożynki 23.08 1936r.Od lewej: Antoś Poniński, Marysia Ponińska, Ciocia Marylka(Marille), Irena Ponińska. Z prawej: Ania Ponińska, Aniela i Edward Ponińscy 1930r. - Prezentacja prac na zakończenie konkursu Koła Włościanek. Po prawej (siedzi) Aniela hr. Ponińska ok. 1934r. - Aniela hr. Ponińska z grupą członkiń Koła Włościanek ok. 1934r. - Aniela hr. Ponińska z grupą członkiń Koła Włościanek


zdjęcia (1,3,4,5,6) dzięki uprzejmości Pani Anny hr. Ponińskiej

wszystkie prawa zastrzeżone

 
 

 *  „Po sześciu latach okupacji i wycofaniu się Niemców z Polski, zaczęto wydobywać z ziemi pomordowanych Polaków. W Inowrocławiu dokonano ekshumacji ok. 70-ciu szczątków tych zakładników. Komisja sądowa wezwała rodziny pomordowanych do rozpoznania zwłok, a raczej szczątków swoich bliskich, bo po tych sześciu latach nie było już śladu żadnego ubrania, poza kilkoma szczątkami obuwia. Pozostały kości. miejscami powleczone jeszcze jakby gliną. Przybywszy na miejsce, bardzo dokładnie zaczęłam badać każdy szczegół poszczególnych szczątków zwłok, ułożonych na brzegu odkopanego rowu. każdą osobną czaszkę trzeba było nieraz składać, szukać śladów włosów, daremnie śladów ubrania. Wszystkie te biedne, umęczone głowy miałam w ręku i nagle, gdy zbliżyłam u jednej z nich szczękę do czaszki, zobaczyłam jakby znany mi uśmiech mego męża. Znalazłam też parę włosów i kawałek obuwia, świadczący o jego wymiarze. Zwróciłam się do sędziów prosząc, by te zwłoki złożono do osobnej trumny, jako rozpoznane przeze mnie. Sędziowie oczywiście się zgodzili, nie wierząc jednak zapewne, żeby rozpoznanie osoby w tych szczątkach, było możliwe. Zawołano jeńca, aby zwłoki złożył do trumny i oto w chwili, gdy on podniósł tors, natrafił palcem na coś ostrego, co okazało się złotym krzyżykiem wiszącym na srebrnym łańcuszku, wraz z medalem sodalicyjnym! Byłam wstrząśnięta widząc tę znaną mi pamiątkę, bardzo szczęśliwa, że mam pewność co do tego. że to jego pochowam w grobowcu ojców. Tymczasem w Inowrocławiu urządzono pogrzeb tych [ok.] 70-ciu hitlerowskich ofiar. Trumienki złożono
we wspólnym grobie, nie zasypując ich jednak tymczasem ziemią. Udałam się wtedy do władz, prosząc, by mi wydano trumnę ze zwłokami mego męża. Poprosiłam mleczarza, który woził mleko z majątku kościeleckiego, aby wracając zabrał mnie z trumną do Kościelca. Tam proboszcz odprawił żałobne nabożeństwo i złożyłam zwłoki mego ukochanego męża do niszy w grobowcu pod kościołem, przygotowanej dla nas przez niego. Małą trumienkę umieściłam obok trumny mego synka Stasia i poleciłam zamurować. W ten sposób jedna z nisz pozostała wolna".

   W niszy tej za pozwoleniem ks. kard. Józefa Glempa w 1985 roku pochowano Anielę Ponińską obok męża.

 

strona główna

       
 

Źródło: ks. Maciej Kuczyński, "Historia Kościelca w wypisach", Prymasowskie Wydawnictwo Gaudentinum, Kościelec 2009